RYŚKU - DŻEM

RYŚKU - DŻEM
VICTORIA. Wielu ludziom słowa te są hymnem..

sobota, 28 sierpnia 2010

poetyka światła

Niniejsze, jest spontaniczną kontynuacją tego, co kiedyś spisałam w książeczce Pt. „Moja Biała Planeta”. Tam, zaczął się proces obserwacji, łapania dystansu, oceny – czegoś, co ludzkość nazywa drogą wiary, a ma na myśli swoją instytucję kościelną, do której chadza. Chadza z przyzwyczajenia, tradycji rodzinnej lub własnego wyboru. I tak jest dobrze. Mnie nie było dobrze. Zaczęło gnieść i miętosić owo instytucjonalne zarządzanie moją intymną stroną życia, za jaką uważam swoją własną drogę rozwoju.
Nie nabyłam żadnych przyzwyczajeń od dzieciństwa, ponieważ nikt mnie do nich nie zmuszał. Otrzymałam krótkie wyjaśnienia na zadane przeze mnie w wieku sześciu lat pytanie o Boga, i to mi wystarczyło za podstawę do grzebania się w tym temacie samodzielnie, z mozołem kompletnego dyletanctwa i braku wiedzy naukowej. Żadna filozofia, żadne uniwersytety nie wywoływały u mnie chęci zagłębiania się w tematy ludzkiej duszewności. Przyszedł, po prostu taki dzień, kiedy poczułam, że muszę uczynić krok w kierunku własnego Boga, poznać jego wielkość i małość, siłę lub bezsiłę. A nawet – powinnam powiedzieć – zorganizować wstępny wieczorek zapoznawczy, aby się przekonać, czy on w ogóle istnieje.
Czy jest mój, czy cudzy? I czy on to też ja? Czy jest to cząstka mojej istoty, i tylko trzeba ją aktywować, czy trzeba ją nabyć od kogokolwiek?
Uwikłałam się na lata mnogie w życie instytucji, o których miałam wyobrażenie, jak uczeń wobec mistrza. I to mnie zgubiło. W oczach tychże, ponieważ wystawiłam ich na piedestał, szczerze pragnąc nauk, a oni wiedzieli, że to uzurpacja i nie mieli odwagi powiadomić mnie o tym. Zatem kilkanaście lat życia minęło, nim doszłam spocona z wysiłku na ten szczyt ludzkiego kłamstwa w sprawach osobistej wiary. Nie potrzebowałam żadnych ludzkich nauczycieli, ani mistrzów, ale nie wiedziałam tego. Musiałam, więc pójść drogą wszystkich innych, by dojść do swojego osobistego wewnętrznego Kościoła, Modlitwy i wiary.
Celowo nie użyłam jeszcze ani razu słowa Bóg. Niech tak zostanie. Wszystko, co o Nim bym nie powiedziała ja i ktokolwiek, będzie tylko przypuszczeniem. Gdybactwem lub paranoją.
Człowiek buduje od wieków określenia, będące ramami, w których sprzedaje swój obraz Boga innym ludziom. Można sprzedawać, wyprodukować i oferować towar. Kwestią nieetyczną staje się opracowanie metod psychotechnicznych, by przemycić swój towar kupującemu. W tym celu wykorzystywane są wszelkie informacje o tych, którzy mogą być potencjalnymi nabywcami. Ich potrzeby, potrzeba chwili, słabość lub stan posiadania, a więc również i interes.
Boga nikt nigdy nie widział. A więc hulaj dusza.

Janis Joplin- Summertime (Cheap Thrills Recording Session)

wtorek, 17 sierpnia 2010

pycha

idąc drogą swoją
każdy
gdzieś wzrokiem mierzy
tuż pod stopami kamień
albo
przestrzeń zadziwia
przestrzeń odkrywa
odkrywa
że Bóg
u stóp człowieka
a człowiek nadal go szuka
to pycha ludzka każe
Bogu wstawać
siadać na ludzką ręką
pobudowane ołtarze bo
człowiek ma wolę
i
chce świat na swój obraz
chce Boga na swój obraz
stwarzać
a
Bóg jest duchem
i duchem jedynie
go można
poznawać

TAKA EXTREMA

Tak, zgadzam się z tą diagnozą, że rośnie schiza toruńska, rozlewa się swoimi kanałami jak kleks na bibułce. Efekty tego widoczne w przestrzeni publicznej zwalają z nóg. Szczęka opada ze zdziwienia, iż w XXI wieku mogą jeszcze zadziać się klimaty rodem spod średniowiecznego pręgierza. To jest obłęd, wcale nie Krzysztonia. Paranoja, która jest chora..Opłaceni przez lożę tajemną frakcji krzyżnej podziemnej fanatyki kruchcianej, bezrobotni, a może i bezdomni, do których - nie tak dawno powiedział L.K świ9ętej pamięci - "spieprzaj dziadu" - za kasę wyczyniają burdę za burdą. Walczą z wrogiem sprzed 100 lat. Krzywa czasu im spróchniała. Nie chcą być kompatybilni ze współczesnością. Nie ogarniają swoimi parafianizmatycznymi ciasnymi umysłami czasów obecnych. Ale - mo9że to i dobrze, że dowiedzieliśmy, zobaczyliśmy, usłyszeliśmy i mamy dowód rzeczowy na istnienie jakiejś psychodelii, która dopuszczona do władzy wyrżnie w pień każdego wskazanego palcem guru swego w imię Boga i z krucyfixem w ręku. Brrrr..

czwartek, 12 sierpnia 2010

TAKA EKSTREMA...KRZYŻNA

Czas pokazuje nam coraz wyraźniej, że protesty Krzyżne spod Pałacu Prezydenckiego stanowią pretekst dla określonego środowiska do wszczynania burd publicznych. Idealnym dla nich szyldem stał się symbol Chrześcijaństwa. Jednak, fakt posłużenia się takim symbolem do realizowania celów wewnętrznych środowiska zamkniętego mówi, że pod tą całą fasadą, pod tym swoistym teatrum kryje się coś potwornego. Coś, co znalazło ujście, by wreszcie dawać upust swojej agresji. I każda próba pogodzenia się będzie odrzucana. Grupka fanatyków, uznająca siebie za prawowiernych – członków swej organizacji – nie zaś kościoła katolickiego ma nareszcie swoje 5 min, by zaistnieć w roli męczenników. I wszystko się zgadza, ci ludzie walczą, ale dla swego guru. Ci, którzy programują swoje prawowierne gremium, przywódcy – rozgrywają polityczny bejsbol cynicznie do tego stopnia, że można mieć wrażenie, iż dyrektywy płyną z oddziału psychiatrycznego. Cyniczni przywódcy tej fanatycznej frakcji nie wiedzieć jakiego środowiska – są godni porównania ich działań do projekcji umysłu napędzanego amfą w latach 30-tych ubiegłego stulecia, któremu przyświecała wizja opanowania Europy poprzez śmierć narodów Europy.
Ot, taka ekstrema..
A tak naprawdę, zaślepieni fanatycy religijni w liczbie kilkunastu osób zostały złożone jako ofiary rzeźne na ołtarzu walki o władzę, brutalnej walki chorej osobowości, która nigdy nie przegrywa. Jeśli trzeba, pokazuje swoją władzę, wszczynając burdę za burdą publiczną, tak, by podcinać codziennie i każdej godziny możliwości tym, którzy sprawują społeczny mandat, by tę władzę sprawować. Żenada..Wstyd międzynarodowy..Ale też ilustracja mściwej, małej i nienawistnej osobowości, która ma u siebie władzę, a pragnie tej – nie u siebie.
\Inga Nałęcka, Warszawa, 12.08.2010/

DOTYKASZ

Dotykając wzrokiem liter
Pytasz o dłoń
Do której twoja tęskni
Kreśli
Kształt złego czasu
Ból w sobie mieści
Tak czy inaczej
Myślenia i modlitw
Nic nie jest w stanie uwięzić

środa, 11 sierpnia 2010

WIERSZ ŻYCIE

11.08.2010

Życie
To ptak
Malujący siebie
W promieniu słońca
Który skrzydłem przemienia
Kształt obłoków
Kolor chmur zmienia
Życie
To korona drzewa
Która wysokości sięga
Nieba
To kot
Co u progu
Na gest ciepła czeka
To spojrzenie
Drugiego tuż obok
człowieka

TSA I AGNIESZKA CHYLINSKA - TRZY ZAPALKI

ShareThis